Wraz z moją ulubioną terapeutką systemową przeprowadzamy ostatnio wiele, wiele rozmów na temat ukrywania i okazywania emocji. I niby obydwie jesteśmy zwolenniczkami okazywania tychże (również negatywnych!), ale. Zawsze pojawia się jakieś ale.

Z jednej strony- jako rodzice jesteśmy odpowiedzialni za nauczenie naszych dzieci rozpoznawania, nazywania oraz okazywania emocji, również tych negatywnych. Zamiast karcić dziecko słowami „nie złość się” warto poznać przyczynę złości, nauczyć dziecko się z tym stanem obchodzić i go łagodzić. Tak samo jest w kontaktach interpersonalnych z dorosłymi- zamiast tłumić emocje i ukrywać ich przyczyny, lepiej wyjawić co naprawdę leży nam na sercu, by nie pozwolić konfliktowi narastać w ukryciu. Zdarza się, że negatywne emocje kumulują się i prowadzą do wybuchu, co rzadko jest konstruktywne. Dlatego też istotnym jest, by nauczyć się informować o swoich odczuciach i stanach emocjonalnych, ale w miarę wyważony sposób.  Ponadto każdy stan emocjonalny niesie za sobą informację dla nas samych- wiemy, czy czujemy się z czymś dobrze, czy może jednak nam dany stan rzeczy nie odpowiada. Czy sytuacja wpływa na nasz dobrostan w pozytywny, czy negatywny sposób.

Z drugiej zaś strony czasami zapominamy o tym, jak odpowiednio komunikować swoje niezadowolenie, co może prowadzić do uwikłania się w konflikty, które nie dość, że nie są potrzebne, to jeszcze nie niosą za sobą nic pozytywnego. Oczywiście, że sprzeczki, nieporozumienia, poczucie bycia zranionym jest nieuniknione. Czy warto jednak za każdym razem pozwalać sobie na głośne wyrażenie negatywnych emocji? Zdarzają się sytuacje, w których różnice w postrzeganiu pozornie nie pozwalają na wypracowanie kompromisu. Podkreślam- pozornie.Zanim wybuchniemy, warto dać sobie chwilę na wstrzymanie, przemyślenie sprawy i podejście do rozmowy na chłodno. Nigdy nie możemy zapominać o tym, że nasz rozmówca jest osobą tak samo odczuwającą emocje, jak my. To znaczy- komunikując swoją złość możemy kogoś naprawdę zranić. W takich sytuacjach warto zastanowić się nad dwiema sprawami: czy potrafimy się z daną osobą kłócić oraz jakie będzie to miało konsekwencje w przyszłości. Jeśli wiem, że mogę posprzeczać się o coś z przyjacielem, a za chwilę przejdziemy do porządku dziennego- w porządku. Mamy wypracowany przez lata system komunikacji, znamy się i rozumiemy, a przy tym nie dążymy do skrzywdzenia siebie nawzajem. Jeśli jednak wiem, że wzniecenie konfliktu nie da korzyści żadnej ze stron- czy nie lepiej trzymać emocje na wodzy i nie doprowadzić do jego (konfliktu) eskalacji?

Dostępny jest nam cały wachlarz emocji- od tych wspaniałych, pozytywnych, po ciemne, niechciane, odrzucane. W komunikacji interpersonalnej nie musimy używać tylko części z nich. Jedyne, o czym powinniśmy pamiętać to to, aby nie tłumaczyć się, że „poniosły nas emocje” ponieważ druga strona wcale nie musi być wyrozumiała. Więcej- drugą stronę też mogą ponieść emocje, wtedy nieporozumienie przeradza się w konflikt. A tego przecież chcemy uniknąć.